czwartek, 10 lipca 2014

Chłopcy w szkole, czyli co dręczy matkę w wakacje

Trochę (ale eufemizm) denerwuję się tym, że moje starsze dziecię od września rozpocznie naukę w pierwszej klasie.
Po pierwsze dlatego, że tuż przed rozpoczęciem wakacji usłyszałam od Teściowej, iż po zgłoszeniu do kuratorium przez jednego rodzica uwagi, że szkoła jest niebezpieczna (? no.1) nastąpiła diametralna zmiana zasad panujących w szkole. Otóż uwaga: dwa fakty podane na talerzu w wersji szeptanej, nie wiem ile w międzyczasie obiegły ulic, czytaj zostały odgrzane i doprawione sosem własnym - szkoła została uznana za niebezpieczną ponieważ każdy może do niej wejść i ponieważ uczniowie biegają na przerwach.
Action wyszło takie, iż teraz w szkole nie usłyszysz dźwięku dzwonka a każda klasa ma przerwę w innym czasie (? no.2) Dzieci odprowadzane są przez panią, w grupie, trzymając się za ręce (? no.3)

Po seansie terapeutycznym, przeprowadzonym na mnie we wtorek przez pandeMonię - matkę synów, która jest przynajmniej o poziom wyżej w męsko-szkolnym wtajemniczeniu, przyszłość jawi mi się w bardziej stonowanych barwach. Konkretnie w kolorze: jako tako.

Obie ekscytujemy się od czasu do czasu egzotyczną przyprawą, której oficjalne dawkowanie jest, w moim osobistym i nie tylko mniemaniu zakazane, której esencja i aromat są takie, iż z uwagi na różnice emocjonalne i rozwojowe lepsza byłaby dla chłopców niekoedukacyjna ścieżka nauczania.

Wspominałam już kiedyś o tej sprawie, przy okazji lektury mądrej książki Pań Ireny Koźmińskiej i Elżbiety Olszewskiej. Pani Koźminska opisuje doświadczenia i cytuje spostrzeżenia innych, którzy do tego wniosku doszli. Zainspirowana tą lekturą nabyłam "Wychowanie chłopców" Steve Biddulpha (jeszcze nie przeczytane).

I żeby wbić sobie nusz w bżóh, przeczytałam dwa wieczory temu artykuł z odłożonego w 2011 roku czasopisma "Reader's Digest", wołający do mnie z okładki żółtymi literami "Jak się uczą chłopaki".


Autorem artykułu opisującego doświadczenia kanadyjskich szkół jest John Lorinc. Wyczytawszy w nim, iż chłopcy mają trudności ze skupieniem się i  wystaniem w oczekiwaniu na rezultaty, przyłożyłam ten szablon do obserwacji własnych. Pasuje jak ulał. Większy K. jak ma chwilkę zaczekać przy mnie, żebym na przykład nalała mu wody do picia, zdąży zrobić okrążenie wokół stołu i dojść na drugi koniec pokoju. Jak się z czegoś cieszy lub mocno czymś ekscytuje to podskakuje jak piłeczka :)
"Jak to dziecko wytrzyma siedząc w ławce?" - martwi się ta mamuśka we mnie.

A co mówią specjaliści? 
"Specjaliści są zgodni, z aktywność fizyczna jest bardzo ważnym elementem edukacji chłopców. W wielu szkołach wciąż jeszcze karze się uczniów za nadmierną ruchliwość, siłowanie się czy rzucanie śnieżkami. W ramach restrykcji chłopcom nie wolno aktywnie korzystać z przerw, a rodzicom nakazuje się zrobienie testu na ADHD."
Pomysł oddzielnej edukacji dziewcząt i chłopców realizuje się też w Stanach Zjednoczonych:
"Leonard Sax, znany lekarz i psycholog rodzinny z Pensylwanii, twierdzi, że obecny system koedukacyjny się nie sprawdza i uważa, że rodzice powinni mieć możliwość zapisywania dzieci do powszechnie dostępnych klas męskich i żeńskich.
- To świetnie, że coraz więcej kobiet kończy wyższe studia - mówi Sax, powołując się na kanadyjskie dane. - Pozostaje jednak pytanie, dlaczego mężczyźni nie dotrzymują im kroku."
Jako podsumowanie niech posłuży fragment cytatu z ramki w artukule opisującej to zjawisko na naszym gruncie: "A jak jest w Polsce?"
"Okazało się, że problem "razem czy osobno" nie jest błahy i istnieje. Tyle że mało się o nim mówi, bo jest... niepoprawny politycznie. Tak uważa prof. Anna Brzezińska, psycholog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza:
W Polsce w ogóle nie mówi się o tym, jak bardzo chłopcy różnią się od dziewcząt. Myślę, że niektórzy żywią przekonanie, że różnice międy płciami znikną, jeśli będziemy udawać, że ich nie ma - wyjaśniła, dodając, że polska szkoła faworyzuje dziewczynki, bo są po prostu grzeczniejsze, łatwiej je prowadzić w grupie i strofować. A chłopcy nieco się przy nich uspokajają. Tylko że sporo tracą, zauważa psycholog."
John Lorinc "Jak on się uczy". Reader's Digest, 9/2011, 72-79

Zdaję sobie sprawę, że każda moneta ma swoje dwie strony. Zdobywanie wiedzy o nas samych, a mam na myśli psychologię dziecięcą, prowadzi do jednych odkryć i zmian, a ingerencja technologii, brak czasu dla siebie nawzajem, pośpiech, brak refleksji, do innych. To widać.

Kończąc pisać te słowa spojrzałam na felieton Katarzyny Lengren, w tym samym numerze RD. Malarka, scenografka, autorka felietonów i wpółprowadząca programy telewizyjne dla kobiet napisała:
"Nawet w trakcie przemieszczania się z domu do szkoły czy na zajęcia dzieci są odprowadzane i zawożone przez wiecznie zaniepokojonych opiekunów rozglądających się lękliwie w poszukiwaniu strasznych niebezpieczeństw. Nic dziwnego, że wychowywane w ten sposób dzieci, kiedy dorastają, zachowują się jak więźniowie. Mimo wzrastającego dobrobytu wzrasta również agresja, brak autorytetów, samookaleczanie, uzależnienia, czyli "choroby" typowo więzienne.
Budując i organizując nowe, coraz lepsze szkoły, należy pamiętać o wolności. Dzieci muszą się spontanicznie bawić, krzyczeć, śmiać i biegać. Zabawa jest tak samo ważna jak nauka, choćby nie wiem jak psuła nam, dorosłym, nerwy i jak bardzo wydawała się bezsensowna. Taka jest istota zdrowego dzieciństwa. W szkole powinno być przyjemnie, ładnie i wesoło, a nie tylko bezpiecznie i nowocześnie, a dzieci powinny mieć czas na zabawy ze sobą, bez nieustannego korygowania ich "wolnego" czasu przez dorosłych."
Katarzyna Lengren "Kocioł piekielnej zupy". Reader's Digest, 9/11, 35-36.



Jeśli będzie taka konieczność, jestem gotowa walczyć o zachowanie rozsądku.


7 komentarzy:

  1. Mnie ta szkoła też stresuje. Jak złożyłam podanie w kwietniu, czy maju, tak nic więcej o tej szkole nie wiem. Nie wiem nic a nic o książkach, o jakiejś wyprawce, o niczym. Byłam tam kiedyś z całym tłumem na dniu otwartym i tyle. Boli mnie też, że świetlica czynna dopiero od 7.45! A jak ja mam na 7 do pracy, to co mam z tym dzieckiem zrobić? Ratunku! Letni urlop 12 dniowy (dopiero za 12 dni mamy dofinansowanie wczasów pod tzw. gruszą) już sobie zaplanowałam na wrzesień, bo muszę tę szkołę jakoś na początek ogarnąć. Ni babci, ni cioci, ni nikogo, by dzieciaka zaprowadzać na lekcje. Ojciec będzie tylko "na wyrywki". Trza będzie znów jakąś nianię zatrudnić... :-(

    A tak poza tym, mnie akurat, żadne inne lęki co do niebezpieczeństwa szkoły jakoś wcale nie dręczą... Damy radę, nawet jak będą jakieś problemy.

    Tak Izabelko, rozsądek, zdrowy, to podstawa. Tylko, że niektórzy mają go wrodzony, a inni zupełnie nie. I niektórym nie udaje się go nawet "nauczyć".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pytanie o wyprawkę Ci nie odpowiem, ale byłam na zebraniu w szkole przed samymi wakacjami i podali gdzie się można spotkać z podręcznikiem:

      http://naszelementarz.men.gov.pl/

      Dacie, Kochana radę, wierzę w to :))) Może znajdzie się jakiś sąsiad/sąsiadka lub rodzic do współpracy? Co do zdrowego rozsądku to masz absolutną rację. Całuję Was i ściskam :*

      Usuń
  2. Ło matko, już biegać nie wolno?
    Bardzo ciekawe studium edukacyjne.
    Niestety nie mogę podzielić się błyskotliwymi spostrzeżeniami poprawnymi politycznie, ponieważ spostrzeżenia poprawne politycznie rzadko bywają błyskotliwe.Oraz wcale ich nie mam, eh.
    Powodzenia w walce!
    Wyznam tylko, że mnie w czasach szkolnych nie zaliczano ani do dziewcząt ani do chłopców tylko do ślimaków, miałam specjalną podgrupę. A w dorosłym życiu trzeba mi podtrzymywać puls kroplówką z kawy. Tak mnie system załawił ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja należałam do grupy kryptodzięciołów ;) Zawsze odrobione lekcje, wyuczona, napisane wypracowania itp.itd. po to by na przerwach mój zeszyt furczał pod oknami jako matryca dla reszty wypracowań w klasie - głównie męskich. Nigdy nie widziałam co koledzy tworzyli na mnie, ale przynajmniej unikali ocen zwanych wówczas niedostatecznymi;)
      Mimo ewidentnego kujoństwa własnego miałam poważanie ;)
      A dzisiaj przeganiam globusa kawą - sypana, czarna, z cukrem ;)

      Usuń
  3. No nie wolno biegać, ale tylko na korytarzach. Gdy byłam dziecięciem, też to było zakazane. Za to na boisku można biegać do woli! Dzieci nie mogą zostawać podczas dużych przerw w szkole, chyba, że są po chorobie. Tak jest w klasach 4-6. W klasach 1-3 pani wyprowadza je na spacery, chodzą na plac zabaw. Mają zabawy ruchowe w kole w klasie. Pół klasy to ławki, z tyłu jest dywan, jak w przedszkolu.

    Co do wyższości klas z podziałem na płeć i koedukacyjnych, doprawdy nie wiem. Pytanie, czy w klasach męskich faktycznie byłoby więcej ruchu, skoro MEN ma takie a nie inne wytyczne? U nas w szkole, prócz angielskiej, integracyjnej i ogólnej, są klasy sportowe, to naprawdę fajna szkoła. Chłopcy mają piłkę nożną, basen, dziewczynki gimnastykę sportową i pływanie synchroniczne.
    Nie wiem. Jako bracia bezsiostrzani sporo nauczyli się, chodząc do jednej klasy z dziewczynkami. Matowi było łatwiej, on miał dużo zajęć sportowych pozalekcyjnych, poza tym jest spokojniejszym chłopcem, łatwiej się skupia. Mim jest ruchliwy i to jemu było trudniej.
    Ale fakt faktem, że niektóre nauczycielki faworyzują dziewczynki i to je stawiają za wzór. Uczeń ma być cichy, spokojny, posłuszny, ale jednocześnie aktywny. NIestety tylko w rewirach dopuszczalnych przez nauczycielkę.
    Mim zrobił zadanie na kwadrylionach, po czym dostałam liścik od wychowawczyni, żeby Mim nie wybiegał, bo oni operują na liczbach dwucyfrowych...Nie może się wypowiedzieć, a fakt faktem, że chce i ma dużą wiedzę. Takie gaszenie go nie wpływa dobrze na chęć nauki w szkole. Taki był zapalony! Teraz entuzjazm opadł, ale jestem jeszcze ja! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, tu nie wystarczyłby wyłącznie podział na klasy chłopięce i dziewczęce ino związana z tym równoczesne zróżnicowanie programu.
      No, sama widzisz, że dziewczynki mają "łatwiej", sama mam takie odczucie po swojej ścieżce edukacji. Na geometrii miałam "układ" z kolegą, który mi tłumaczył zawilości przestrzeni, bo czasami ni w ząb nic nie rozumiałam z zadań - nawet na sprawdzianach ;)
      Myślę, że to wspaniale widzieć, że dzieci się interesują czymś więcej i ponad to co jest wymagane. Ale żal, że szkoła jednak równa do przeciętności. Powinno być inaczej. Więc dobrze, że jesteś Ty. :D

      Usuń
    2. Kurczę, ale ja znam ruchliwe dziewczynki i spokojnych chłopców. Zdecydowanie nie jestem też za tworzeniem enklaw, różnorodność (w tym koedukacyjność) wzbogaca - takie jest moje zdanie.
      Chłopcy rzeczywiście często wypływają na szerokie wody na dalszych etapach edukacji, dziewczynki wiodą prym na etapie wczesnoszkolnym. Generalizując.
      Szkoła to nie jest łatwy orzech do zgryzienia, moje doświadczenia są niestety takie, żeby liczyć na siebie, próby współpracy wyszły mi bokiem.

      Usuń

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...