poniedziałek, 14 października 2013

Las zaprasza nas

Piątkowe wyjście do lasu zasponsorował nam sezonowy wylęg wirusa pokarmowego.



Na szczęście, o mało intensywnym przebiegu, aczkolwiek mając na stanie dwa nawzajem zakażające się ekosystemy, wolałam poprosić o opiekę i ewentualnie obserwować co się dalej będzie działo w domu, niż martwić się w pracy czy nie zadzwoni telefon z informacją, że mam odbierać Małego czy Większego, bo COŚ się dzieje.

U lekarza byliśmy w czwartek, bo środowy wieczór zakończył się nam 38 stopniami na termometrze (bynajmniej nie na dworze), a odbiorowi z przedszkola towarzyszyło skarżenie się Większego K. na ból głowy, nudności i pokładanie się na czymkolwiek...

Ponieważ jednak około 18:00 stan był 36,6, pojechaliśmy na pipi kebab. To już jest nasza mała świecka tradycja - raz w miesiącu musi być;) I być może to miało wpływ na ogólny łagodny przebieg infekcji, bo wiadomo: nie ma to jak spełnianie zachcianek i pyszne jedzono;):))

Niemniej jednak bóle głowy i brzucha w czwartek nadal były zgłaszane, więc tym razem to farmacja polska dostała wsparcie a mama wolne, i dzięki temu pomyślałam, że może pomyję podłogi?
Od weekendowego, konkretnie niedzielnego sprzątania po upływie 48 godzin, podłoże wołało o pomstę do nieba!
Gdybym była w domu non stop chyba bym nerwowo nie wytrzymała widząc postęp w zabrudzaniu podłóg... Akurat na tym punkcie jestem niestety wyczulona... i przeczulona.

Zatem na liście prac domowych odznaczyłam: wkopany border, powyrywane chwasty na przydrogowym przyczółku pseudoogrodowo-ziołowym i wczesnym popołudniem po obiedzie wyruszyliśmy na grzyby.

Sezon na grzyba jest w pełni, niestety w lasach sucho, więc maślaki z "karolkowego lasku",  które rosną w tym roku w grupach dosłownie pod KAŻDĄ sosenką musieliśmy sobie darować. Same robaczywki. Ale zdarzały się ciekawe okazy ;)



Ale pożytku z nich tyle co z tych gości:


Tymczasem las po drugiej stronie drogi wołał nas i zapraszał piękną feerią barw:





Większy K. przeszkolony w przedszkolu z symbioz grzybowych - brzoza - muchomor - prawdziwek został wydelegowany do patrolowania okolic brzózek.



Mały O. bez swojej "kołownicy" nigdzie się nie rusza


Zestawienia barw wprost nieprawdopodobne.


Na koniec spaceru po lesie miałam na linii telefonicznej psiapsiółę z grupy wsparcia i Babcię U.

I w tym właśnie czasie Karolki zrobiły sobie pełen wypas - na czele z tarzaniem się jak warchlaki po runie leśnym...


To morwy


Po powrocie na osiedle wypatrzyłam jeszcze takie kwitnące cudo:



A przyjrzawszy się bliżej temu, co za furtką sąsiadów można wypatrzyć takich mieszkańców ... :


Pani robi na drutach a pan czyta książkę. Sowa pilnuje państwa.


No to dużo babiego lata sobie życzmy jeszcze! :DDD

I bardzo serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze jakie tu zostawiacie. Jest mi niezmiernie miło je czytać i Was gościć.
Duża buźka :)X

aaaaa zapomniałabym!
a zbiory?

Oto one:


5 komentarzy:

  1. Och, jak cudnie!!! Też byliśmy w lesie, pozazdrościliśmy Wam, całe wiadro grzybów!!! Może dodam na dniach do bloga, zobaczę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję! :))) Nasz las widać było, że był już "schodzony" więc to co się nam trafiło to były takie resztki ;) Mało tego było, a i tak spora część była robaczywa. Te co się nadały, teraz się suszą :)))

      Usuń
    2. Najważniejsza jest frajda w zbieraniu, spacer, świeże powietrze, a jak się trafi jakiś grzybek, to dodatkowy bonus:)

      Usuń
  2. łał, te wirusy to u Was mieszkają?

    Ta pierwsza fota to wypięty goły tyłek krasnoludka! Zgadłam? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, te wirusy to był szczep z inkubacji przedszkolnej ;)

      Toż właśnie nie wiedziałam co mi to przypomina... ;):))))

      Usuń

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...