sobota, 25 maja 2013

Jedziemy w górę mapy *)

*) Tytuł posta zapożyczony z tekstu utworu Luxtorpedy "Autystyczny"

Czwartek, 23.05.2013

Od wtorku wieczora jesteśmy na górze mapy. Wakacje.

Zeszłoroczny chwyt, aby zastąpić wielkiego grubego polara zajmującego niemal całą torbę podróżną, kurtką z podpinką (model wiatroszczelny, wodoodporny acz oddychający) został powielony. Tym razem poszłam dalej w ograniczaniu swoich potrzeb odzieżowych i po przyjeździe zorientowałam się, że ani ja, ani Tata Obe nie mamy w torbie hmm ... piżam ...
Jakoś przeżyję te kilka dni, do momentu kiedy dobiją do nas dziadkowie, bo zamówienie na dostarczenie już złożyłam.
Trochę gorzej, że zapowiadają zimno, a dziś (czwartek), w przeciwieństwie do środy, kiedy można było się na golasa opalać, na plaży piździło nieprzeciętnie.

Tylko wychyliliśmy nosa, morze aż huczało (23.05)
Tymczasem nasze zasoby odzieżowe są takie tego, na przeciętną pogodę. No cóż, niech się młodzi hartują.

Na marginesie, Tata już wrócił do dom, więc ciężar opiekuńczo-wychowawczy znów spoczywa na mnie. Nihil novi.

Tymczasem edukacja przyrodnicza idzie pełną parą. W środę na zielonej koszulce Większego K. przysiadł taki oto motylek:
Przeczytawszy naszą ostatnią lekturę z wyzwania "Odnajdź w sobie dziecko", trwa baczna obserwacja motyli i ich ubarwienia. Okazało się na spacerze, że niedawno w przedszkolu Większy K. miał zajęcia o motylach (i ptakach) i wymienił tyle nazw, że aż mi szczęka opadła...

W lesie kwitną sosny, więc wszystko wokół przypudrowane jest żółtym pyłkiem:



A na spacerach trzeba uważać, bo już wylazły gady:
Groźne to, czy niegroźne, ktoś wie? Na wszelki wypadek omijamy z daleka.

Tuż przed naszym wyjazdem miałam obawę, że w domu przywitamy jaszczurkę, która wcisnęła się w szczeliny między rurkami instalacyjnymi w garażu, gdy próbowałam ją przegonić (tędy jesienią dostała się mysza pierwsza i mysza druga). Na szczęście następnego dnia (w dniu wyjazdu) Tata Obe miał ją okazję wynieść, ale epizod ten ubarwił opisem worka zjedzonych kartofli i informacją o jaszczurze, który zdążył z niej wyrosnąć przez noc. Jednak prawdziwe dzikie stwory nie mają zwyczaju buszować w szufladach między rodzynkami sułtańskimi a rękawami do pieczenia ;)

Udało mi się też wypatrzeć ziółko wymienione w moich perwersjach żywieniowych u Pseudoświni:
Althaea officinalis, czyli prawoślaz lekarski z korzenia robi się macerat - składnik syropu "prawosławnego"

Piątek, 24.05.2013

Słoneczny czwartek zakończył się burzą z deszczem.

Ale za to ustał wiatr więc tym razem w trasę nad morze Karolki wybrały się na rowerach. Żeby ulżyć matce przewodniczce ;) obrana trasa jest asfaltowa i prowadzi do byłej jednostki wojsk rakietowych, która została rozwiązana i przeniesiona w inne części Kaszub w 2003 roku.
W tej chwili po jednostce nie pozostał już kamień na kamieniu, bo 3 lata temu byliśmy świadkami wyburzania stojących tam budynków.




Piękny teren położony głęboko w lesie dostała w dzierżawę Pani Anna Dymna dla celów fundacji "Mimo wszystko". Ale niestety, niepełnosprawnym los nie sprzyja. Pani Anna musiała wstrzymać inwestycję. W zeszłym roku tematem numer jeden na tym końcu świata był bowiem pomysł pobudowania elektrowni atomowej. Nie w leżącym nie tak znowu daleko Żarnowcu, lecz tu - w przepięknym lesie, z naturalną 350 hektarową przemieszczającą się wydmą, na podmokłych terenach, z których wiele wiele lat temu domostwa wyniosły się o około pół kilometra w głąb lądu, bo morze jednak nie dało żyć. Czyli znowu przykład nieprzemyślanej dogłębnie inwestycji.

Jak bardzo jest to trudny teren mam okazję przekonać się właśnie w tym roku, bowiem po obfitych kwietniowych deszczach i burzach w weekend poprzedzający przyjazd Karolków, nasi Gospodarze nie mogą uporać się z nachodzącą do piwnicy wodą. Poziom wód gruntowych jest taki wysoki, że pompa, która odpowiada za odprowadzenie wody z gruntu wokół domu, nie daje rady.
Widać to też w lesie. Woda stoi tam, gdzie nigdy, jak przyjeżdżamy tu od 5 lat, jej nie widzieliśmy:





Po dotarciu do jednostki, Karolki zrobiły sobie odpoczynek, spałaszowały po wafelku, popiły ciepłym soczkiem i przed dalszą drogą na plażę, zrobiły pokaz umiejętności rowerowych na byłym placu apelowym:



Uśmiech dla fotoreporterów
 A po dotarciu na plażę, oczywiście narada wojenna i rysowanie planów sytuacyjnych oraz map:



Tutaj jesteśmy. Jaką drogą wracamy: plażą czy przez las?
 Większy K. nie dał rady pedałować po piasku, więc wróciliśmy tą samą drogą, którą przyszliśmy.


W czasie tej 3,5 godzinnej wyprawy mama Karolków odebrała cztery telefony. Wyjątkowo gadatliwa wyprawa ;)

A tymczasem przyroda...

Ale o tym w następnym odcinku sprawozdania.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...